Paralotniowe Mistrzostwa Polski - Po pierwszym tasku
czwartek, 17 Sierpień, 2017 - 13:40
Mija już piąty dzień Paralotniowych Mistrzostw Polski w Kopaoniku w Serbii i jesteśmy dopiero po jednej rozegranej konkurencji.
Pogoda jest bezlitosna, początkowo deszcz, teraz głównym czynnikiem, który nie pozwala nam latać jest silny wiatr.
Dzisiaj konkurencje anulowano tuż po tym jak wsiedliśmy do autobusu mającego nas wywieźć na startowisko. Niemniej jednak wcześniej, a dokładnie przedwczoraj, udało się rozegrać jedną, bardzo fajną konkurencję.
TASK 1.
Start do wyścigu odbywał się ze startowiska Kokorovac na kierunek północny. Cylinder startowy umiejscowiony był wokół najbardziej termicznego miejsca w okolicy - góry zwanej przez nas Diabłem (chyba ze względu na bardzo mocne noszenia). Kolejne punkty znajdowały się na przemian po zachodniej i wschodniej stronie doliny Raszki z metą kilka kilometrów na połnocny zachód od miejscowości Novy Pazar, z tym że sam dolot do mety zapowiadał się pod wiatr więc nie był taki oczywisty. Dystans do pokonania to 65 km.
Tuż po briefingu warunki na starcie nie były idealne. Lekkie podmuchy z północy i wielka niewiadoma przed nami. Startowisko było położone ok. 300 m niżej niż miejsce gdzie mieszkamy, do tego północna ekspozycja. Wiedziałem, że może wcale nie być łatwo wykręcić się przed startem.
Czas naglił, a chętnych nie było. Pierwszy ruszył Vladimir Bacanin - lokalny pilot, świetny kumpel, zawodnik Serbskiej drużyny narodowej. Nie wytrzymałem zbyt długo i poleciałem tuż za nim.
W powietrzu było słabo i zaczynałem się martwić bo mało brakowało, a wylądowałbym przed startem wyścigu. Reszta stawki też nie paliła się do startu, oczekując na lepsze warunki. Vlajko złapał jakieś noszenie na wschodniej ścianie "diabła", podczas gdy ja i Paweł Chrząszcz, który do mnie dołączył zaczęliśmy walkę o pozostanie w powietrzu.
Wkleiłem w stok i zacząłem łapać każde możliwe noszenie, szczęśliwie wychodząc nad północno-wschodni grzbiet góry. Chrząszczu nie miał tyle szczęścia i spłynął po lesie do lądowania w Joszanickiej Bani.
W spokoju i mocno zmotywowany czekałem na start wyścigu pod chmurą.
O 14:00 ruszyliśmy na trasę. Michał Gierlach wybrał lepszą pozycję na północy, ja trochę bliżej góry, ale byłem tuż za nim.
Z dużą wysokością zaliczyliśmy pierwszy punkt i pocięliśmy dalej na zachód w kierunku drugiego. Spike, nisko i bardziej południem. Ja, Żeliko Ovuka i Tomek Janikowski polecieliśmy bardziej północą nad środek nasłonecznionej doliny.
Tam bardzo mocny komin zabrał nas pod samą chmurę na 2300m i bez problemu zaliczyliśmy punkt. Spike i reszta chłopaków również, z tym, że ja miałem komfort w postaci dużej wysokości.
Bez chwili namysłu zwrot i lot w kierunku miejscowości Raszka, za nią, po drugiej stronie doliny, znajdował się kolejny punkt zwrotny. Straciliśmy trochę wysokości na dolocie, ale szybko odzyskaliśmy ją zaliczając cylinder i wpadając w silne, ale mocno zwiane noszenie pchające nas na południe w kierunku Kosowa.
Spike cały czas dołem, kilkaset metrów niżej, ale cisnął jak szalony! Razem z nim Paweł Faron.
Kolejny punkt znajdował się daleko na zachodzie, trzeba było cały czas brać poprawkę na wiejący z północy wiatr. Tuż po kolejnym przeskoku znowu mocny i szeroki komin. Jazda pod sam sufit i oczekiwanie aż instrumenty pokażą dolot do mety.
Wtedy ku mojemu zaskoczeniu - Serb - Żeliko - odchodzi z noszenia i ciśnie w stronę przedostatniego punktu. Do chmury brakowało jeszcze kilkaset metrów, więc utrzymałem nerwy na wodzy mimo iż z dołu w bardzo szybkim tempie wykręcali się Michał i Paweł.
Dokreciłem maksimum i jako pierwszy ruszyłem na ostatni punkt. Tutaj błąd taktyczny - obrałem złą drogę, pomijając ukształtowanie terenu i nie wziąłem poprawki na wiatr. Lecąc za bardzo na południe nie tylko straciłem więcej wysokości, ale miałem jeszcze potem więcej do przelecenia pod wiatr, w kierunku mety.
Błąd ten wykorzystał Spajk, który dogonił mnie tuż przed samym cylindrem końca sekcji prędkościowej (miejsce w którym liczony jest czas). Dzieliła nas odległość może kilkunastu metrów, ale mocny wiatr sprawił, że mój czas był aż o 14 sekund gorszy.
Tuż za nami na metę wlecieli jeszcze Tomek Janikowski, Paweł Faron i Bogdan Białka.
Polska górą!
Na lądowisku euforia i świetna atmosfera przy piwie zaserwowanym przez organizatorów, tymczasem po 15 minutach z uwagi na silny wiatr, task został przerwany. Tak czy inaczej nam się udało, byliśmy na mecie i cieszyliśmy się z wyniku jeszcze długo podczas powrotu do Kopaonika.
Po pierwszej konkurencji zajmuję zatem drugie miejsce, ze stratą tylko trzech punktów do Michała.
Czekam na kolejną i walczę! Jak widać, łatwo nie będzie. Zarówno Michał jak i depczący mi po piętach Tomek i Paweł na pewno nie odpuszczą!
Poniżej linki do wyników oraz oficjalnej strony zawodów, która niestety NIE DZIAŁA!
To jakaś większa awaria albo poważne zaniedbanie ze strony airtribune.
Mam nadzieję, że w najbliższym czasie wszystko wróci do normy, wtedy też dołączę do relacji mapkę konkurencji.
Wyniki
(pierwsza piątka i jedyni na mecie)
Strona zawodów
Jak wspomniałem chwilowo nie latamy, ale za to biegamy!
Oto kolejna porcja fotek z okolicy:
Pogoda jest bezlitosna, początkowo deszcz, teraz głównym czynnikiem, który nie pozwala nam latać jest silny wiatr.
Dzisiaj konkurencje anulowano tuż po tym jak wsiedliśmy do autobusu mającego nas wywieźć na startowisko. Niemniej jednak wcześniej, a dokładnie przedwczoraj, udało się rozegrać jedną, bardzo fajną konkurencję.
TASK 1.
Start do wyścigu odbywał się ze startowiska Kokorovac na kierunek północny. Cylinder startowy umiejscowiony był wokół najbardziej termicznego miejsca w okolicy - góry zwanej przez nas Diabłem (chyba ze względu na bardzo mocne noszenia). Kolejne punkty znajdowały się na przemian po zachodniej i wschodniej stronie doliny Raszki z metą kilka kilometrów na połnocny zachód od miejscowości Novy Pazar, z tym że sam dolot do mety zapowiadał się pod wiatr więc nie był taki oczywisty. Dystans do pokonania to 65 km.
Tuż po briefingu warunki na starcie nie były idealne. Lekkie podmuchy z północy i wielka niewiadoma przed nami. Startowisko było położone ok. 300 m niżej niż miejsce gdzie mieszkamy, do tego północna ekspozycja. Wiedziałem, że może wcale nie być łatwo wykręcić się przed startem.
Czas naglił, a chętnych nie było. Pierwszy ruszył Vladimir Bacanin - lokalny pilot, świetny kumpel, zawodnik Serbskiej drużyny narodowej. Nie wytrzymałem zbyt długo i poleciałem tuż za nim.
W powietrzu było słabo i zaczynałem się martwić bo mało brakowało, a wylądowałbym przed startem wyścigu. Reszta stawki też nie paliła się do startu, oczekując na lepsze warunki. Vlajko złapał jakieś noszenie na wschodniej ścianie "diabła", podczas gdy ja i Paweł Chrząszcz, który do mnie dołączył zaczęliśmy walkę o pozostanie w powietrzu.
Wkleiłem w stok i zacząłem łapać każde możliwe noszenie, szczęśliwie wychodząc nad północno-wschodni grzbiet góry. Chrząszczu nie miał tyle szczęścia i spłynął po lesie do lądowania w Joszanickiej Bani.
W spokoju i mocno zmotywowany czekałem na start wyścigu pod chmurą.
O 14:00 ruszyliśmy na trasę. Michał Gierlach wybrał lepszą pozycję na północy, ja trochę bliżej góry, ale byłem tuż za nim.
Z dużą wysokością zaliczyliśmy pierwszy punkt i pocięliśmy dalej na zachód w kierunku drugiego. Spike, nisko i bardziej południem. Ja, Żeliko Ovuka i Tomek Janikowski polecieliśmy bardziej północą nad środek nasłonecznionej doliny.
Tam bardzo mocny komin zabrał nas pod samą chmurę na 2300m i bez problemu zaliczyliśmy punkt. Spike i reszta chłopaków również, z tym, że ja miałem komfort w postaci dużej wysokości.
Bez chwili namysłu zwrot i lot w kierunku miejscowości Raszka, za nią, po drugiej stronie doliny, znajdował się kolejny punkt zwrotny. Straciliśmy trochę wysokości na dolocie, ale szybko odzyskaliśmy ją zaliczając cylinder i wpadając w silne, ale mocno zwiane noszenie pchające nas na południe w kierunku Kosowa.
Spike cały czas dołem, kilkaset metrów niżej, ale cisnął jak szalony! Razem z nim Paweł Faron.
Kolejny punkt znajdował się daleko na zachodzie, trzeba było cały czas brać poprawkę na wiejący z północy wiatr. Tuż po kolejnym przeskoku znowu mocny i szeroki komin. Jazda pod sam sufit i oczekiwanie aż instrumenty pokażą dolot do mety.
Wtedy ku mojemu zaskoczeniu - Serb - Żeliko - odchodzi z noszenia i ciśnie w stronę przedostatniego punktu. Do chmury brakowało jeszcze kilkaset metrów, więc utrzymałem nerwy na wodzy mimo iż z dołu w bardzo szybkim tempie wykręcali się Michał i Paweł.
Dokreciłem maksimum i jako pierwszy ruszyłem na ostatni punkt. Tutaj błąd taktyczny - obrałem złą drogę, pomijając ukształtowanie terenu i nie wziąłem poprawki na wiatr. Lecąc za bardzo na południe nie tylko straciłem więcej wysokości, ale miałem jeszcze potem więcej do przelecenia pod wiatr, w kierunku mety.
Błąd ten wykorzystał Spajk, który dogonił mnie tuż przed samym cylindrem końca sekcji prędkościowej (miejsce w którym liczony jest czas). Dzieliła nas odległość może kilkunastu metrów, ale mocny wiatr sprawił, że mój czas był aż o 14 sekund gorszy.
Tuż za nami na metę wlecieli jeszcze Tomek Janikowski, Paweł Faron i Bogdan Białka.
Polska górą!
Na lądowisku euforia i świetna atmosfera przy piwie zaserwowanym przez organizatorów, tymczasem po 15 minutach z uwagi na silny wiatr, task został przerwany. Tak czy inaczej nam się udało, byliśmy na mecie i cieszyliśmy się z wyniku jeszcze długo podczas powrotu do Kopaonika.
Po pierwszej konkurencji zajmuję zatem drugie miejsce, ze stratą tylko trzech punktów do Michała.
Czekam na kolejną i walczę! Jak widać, łatwo nie będzie. Zarówno Michał jak i depczący mi po piętach Tomek i Paweł na pewno nie odpuszczą!
Poniżej linki do wyników oraz oficjalnej strony zawodów, która niestety NIE DZIAŁA!
To jakaś większa awaria albo poważne zaniedbanie ze strony airtribune.
Mam nadzieję, że w najbliższym czasie wszystko wróci do normy, wtedy też dołączę do relacji mapkę konkurencji.
Wyniki
(pierwsza piątka i jedyni na mecie)
- Michał Gierlach - Ozone Enzo 3 - UFO TEAM
- Mariusz Wiśniowski - Ozone Enzo 2 - UFO TEAM
- Tomasz Janikowski - Ozone Zeno - Grupa 303
- Paweł Faron - Ozone Zeno - Żywiec Team
- Bogdan Białka - Ozone Zeno
Strona zawodów
Jak wspomniałem chwilowo nie latamy, ale za to biegamy!
Oto kolejna porcja fotek z okolicy: