Mistrzostwa Europy 2014 - Podsumowanie
środa, 20 Sierpień, 2014 - 21:47
Kilka dni temu wróciliśmy do Polski i najwyższy czas na małe podsumowanie mojej wyprawy na Bałkany.
Zacznę jednak od dwóch ostatnich dni Mistrzostw Europy.
Task 6 - Jedziemy na startowisko zachodnie.
Warunki wydają się najgorsze z dotychczasowych dni, podstawy chmur majaczą poniżej szczytów, ale na szczęście sytuacja szybko się poprawia.
Task 6
Szybko dolatujemy do cylindra startowego i lecimy w okolice słynnego "diabła". Kolejny punkt czeka na nas na południu, również zaliczamy go bez większych problemów, choć trzeba było poświęcić trochę czasu na wykrętkę w słabym noszeniu. Wklejamy w Jodovnik po czym robimy znaczną wysokość w okolicy startu. Zwrot pod wiatr i ruszamy w kierunku B21 po przeciwnej stronie doliny.
Nagle napotykamy bardzo mocny wiatr z północy! Mocny na tyle, że lot staje się niebezpieczny. Po krótkiej walce nad anteną w Raszce, ląduję w dolinie praktycznie w miejscu, nie dolatując do wyznaczonej w myślach łąki, w ostatniej chwili mieszcząc się przed drzewami. W międzyczasie task zostaje zatrzymany i zaczyna się desant walczących niedobitków.
Precyzyjne lądowanie za ścierniskiem
Wracam sobie spokojnie na miejsce zbiórki, gdy nagle zaczyna na mnie trąbić jakiś motocyklista. Odwracam się, a to Muzzy (Krzysztof Weidman) z Krakowa!
Co za niespodzianka! Oboje z żoną/dziewczyną wyruszyli na wyprawę po Bałkanach, zobaczyli glajty, więc pojechali w ich stronę. Potem zupełnie przypadkowo trafili na mnie.
Muzzy podjechał za nami do Kopaonika i uczciliśmy tam nasze spotkanie w cafe/disco 'Exit'.
Task 7
Tradycyjnie o 9:30 rano spakowaliśmy glajty na ciężarówkę po czym ruszyliśmy na startowisko (dla odmiany, północne). Muzzy pojechał za nami.
Wszyscy razem z Muzzym (od lewej: Michał Gierlach, Muzzy (Krzysztof Weidman), Mariusz Wiśniowski, Piotr Mieszczak, Paweł Faron oraz Pavel Titov)
Przewidziano dwa alternatywne taski, jeden prowadzący na południe, drugi po okolicy, typu Mickey Mouse (najkrócej mówiąc, strasznie zagmatwane skoki między pobliskimi punktami). Wybór zależał od wiatru, który według niektórych prognoz miał się nasilić w ciągu dnia. Trafiło na opcję z metą na południu, czyli wersja optymistyczna.
Zapowiadało się bardzo dobrze. Cylinder startowy oraz pierwszy punkt poszły gładko. Nie spodziewałem się jednak tak szybkiej odmiany. Latając po graniach w okolicy diabła natrafiliśmy na szybko wzmagający się wiatr. Na radiu dało się słyszeć głosy mówiące, że warunki są bardzo trudne. Zawietrzne garbów rzeczywiście młóciły. Widziałem Pawła, który w dole zmagał się ze złośliwą klapą. Momentami ostro szarpało. Jedni wytrzymywali w tym kotle, inni zjeżdżali po zawietrznej do doliny.
źródło azoom.ch
Udało mi się uratować i po wykręceniu mocnego ale strasznie poszarpanego komina, poleciałem w kierunku kolejnego punktu wgłąb masywu Kopaonika. Zaliczyłem go nisko po czym ruszyłem dalej odrabiając wysokość na żaglu. Wreszcie udało się trafić na dobre, stabilne, choć lekko zwiane noszenie. Wtedy usłyszałem, że konkurencja zostaje zatrzymana. Bardzo silny wiatr sprawiał, że lądowanie w dolinie Raski było niebezpieczne, dlatego po sugestiach skierowałem się do Josanickiej Banji (osłoniętej od wiatru) i razem z kilkoma pilotami wylądowałem w komfortowych warunkach.
Razem z Petrą i Pavłem
Po lądowaniu trzeba było się spieszyć. Planowaliśmy jak najszybciej wyjechać do Polski, dlatego skoczyliśmy jeszcze tylko na jedno piwo i jazda do hotelu.
Godzinę później na górze pojawił się Michał, który lądował w drugiej dolinie i po spakowaniu się, ruszyliśmy do kraju.
Podsumowanie
O ile w dni lotne, czas mięliśmy całkowicie wypełniony, gdy latania nie było, musieliśmy sobie sami organizować zajęcia.
Kopaonik to specyficzne miejsce. Jest bazą hotelową, kurortem zimowym z niewielkim rynkiem, ale nie ma tutaj zabudowy typowego miasteczka. Są tu tylko hotele i wyciągi narciarskie. W zimie miejsce to zapewne pęka w szwach. Latem jest zdecydowanie spokojniej i nie ma tutaj tłoku ani gwaru, a dzień przebiega dosyć spokojnie. Wieczorami i popołudniami czas można spędzić w kafejkach czy restauracjach.
Kopaonik latem
Na szczęście okoliczne góry są idealnym terenem dla aktywnego wypoczynku. Świetne trasy do biegania, chodzenia, czy jazdy na rowerze. Działają wypożyczalnie quadów i rowerów zjazdowych, także każdy znajdował coś dla siebie.
Z paralotniowego punktu widzenia, choć miejsce jest bardzo ciekawe i ma potencjał, nie dane nam było go w pełni doświadczyć. Słyszeliśmy o epickim lataniu w Serbii w ubiegłym roku. Tym razem jednak od początku pobytu w Kopaoniku pogoda nas nie rozpieszczała i jak na dwa/trzy tygodnie, polataliśmy niewiele. Sądziłem, że w ciągu tego czasu, pogoda wreszcie się ustabilizuje i będzie szansa na wiele lotnych dni. Odbyło się tylko 7 tasków, z czego trzy zostały zatrzymane, a jeden przekombinowany.
Mimo tego wszystkiego muszę przyznać, że ostatecznie jestem zadowolony. Udało mi się zająć dobrą pozycję i zawody kończę na 34 miejscu będąc pierwszym z Polaków. To dla mnie debiut w zawodach tej rangi, więc chyba całkiem dobrze! Latanie z najlepszymi pilotami świata rozwija, a spotkania z nimi i wymiana doświadczeń są niezwykle cenne.
Mistrzem Europy został reprezentujący Niemcy - Torsten Siegel, drugie miejsce zajął Francuz - Latour Clement, a trzecie niezwykle sympatyczny Słoweniec Jurij Vidic.
Wśród kobiet triumfowała Seiko Fukuoka Naville reprezentująca Francję, druga była moja koleżanka z lądowiska Petra Slivova z Czech, trzecia Yvonne Dathe z Niemiec. Nasza Klaudia była czwarta.
W klasyfikacji drużynowej zwyciężyli Szwajcarzy, przed Niemcami i Włochami.
Zawodnicy z Polski uplasowali się na następujących pozycjach:
34. Mariusz Wiśniowski
47. Klaudia Bułgakow
66. Paweł Faron
67. Bartosz Moszczyński
70. Tomasz Janikowski
74. Piotr Mieszczak
75. Paweł Bartoń
82. Przemek Licznerski
87. Tomasz Kuczkowski
90. Michał Gierlach
Więcej informacji o naszych startach na stronie Kadry Narodowej oraz w galerii, zapraszam! Przy okazji, serdeczne podziękowania dla Jacka Profusa, który poświęcił wiele czasu, aby na bieżąco relacjonować przebieg rywalizacji.
Wszelkie informacje, galerie i wyniki znajdziecie również na stronie organizatora
Skład reprezentacji Polski na ME 2014
I na koniec jeszcze kilka słów...
Kopaonik z punktu pilota turystycznego, freeflyera nie jest łatwym miejscem. Aby tutaj latać trzeba mieć już więcej doświadczenia, być dobrze przygotowanym logistycznie i mieć kierowcę. Lądowanie możliwe jest na szczycie, lub na samym dole. Dolot do lądowiska (startując na zachód) nie jest oczywisty, a bez zrobienia wysokości praktycznie niemożliwy na słabszych glajtach. Transport na górę (do hotelu, gdzie mieszkaliśmy) to co najmniej godzina jazdy samochodem po krętych drogach okalających masyw. Oczywiście przy odrobinie wysiłku, wszystko da się przygotować, ale trzeba być świadomym, że nie są to warunki do których przyzwyczaja nas Słowenia czy inny alpejski kraj.
Wszelkie drobne niedostatki Serbia nadrabia niezwykłymi i serdecznymi mieszkańcami. Na każdym kroku dało się odczuć ich gościnność i chęć pomocy. Cały wyjazd obfitował w wiele przygód i z całą pewnością polecam w Serbię i Bałkany jako miejsce warte zwiedzenia.
To były moje ostatnie zawody w tym roku, kończę sezon i planuję trochę odpocząć. Po przyjeździe do Polski polatałem jeszcze chwilę na Żarze, ale teraz glajt leży już w pokoju i czeka na nowy sezon. Na najbliższe miesiące do łask wraca moje stare Enzo. Mam nadzieję, że pogoda będzie łaskawsza i uda się polatać weekendowo w Beskidach lub w Tatrach.
Trzymajcie się, do zobaczenia!
P.S.
Podziękowania dla Joli oraz współtowarzyszy z reprezentacji.
Wielkie dzięki dla Kubła oraz dla Tomka Hutyry za wypożyczenie mi spadochronów zapasowych na czas zawodów!
Task 6 - Jedziemy na startowisko zachodnie.
Warunki wydają się najgorsze z dotychczasowych dni, podstawy chmur majaczą poniżej szczytów, ale na szczęście sytuacja szybko się poprawia.
Task 6
Film z szóstej konkurencji - Philippe Boers
Nagle napotykamy bardzo mocny wiatr z północy! Mocny na tyle, że lot staje się niebezpieczny. Po krótkiej walce nad anteną w Raszce, ląduję w dolinie praktycznie w miejscu, nie dolatując do wyznaczonej w myślach łąki, w ostatniej chwili mieszcząc się przed drzewami. W międzyczasie task zostaje zatrzymany i zaczyna się desant walczących niedobitków.
Precyzyjne lądowanie za ścierniskiem
Co za niespodzianka! Oboje z żoną/dziewczyną wyruszyli na wyprawę po Bałkanach, zobaczyli glajty, więc pojechali w ich stronę. Potem zupełnie przypadkowo trafili na mnie.
Muzzy podjechał za nami do Kopaonika i uczciliśmy tam nasze spotkanie w cafe/disco 'Exit'.
Task 7
Tradycyjnie o 9:30 rano spakowaliśmy glajty na ciężarówkę po czym ruszyliśmy na startowisko (dla odmiany, północne). Muzzy pojechał za nami.
Wszyscy razem z Muzzym (od lewej: Michał Gierlach, Muzzy (Krzysztof Weidman), Mariusz Wiśniowski, Piotr Mieszczak, Paweł Faron oraz Pavel Titov)
Zapowiadało się bardzo dobrze. Cylinder startowy oraz pierwszy punkt poszły gładko. Nie spodziewałem się jednak tak szybkiej odmiany. Latając po graniach w okolicy diabła natrafiliśmy na szybko wzmagający się wiatr. Na radiu dało się słyszeć głosy mówiące, że warunki są bardzo trudne. Zawietrzne garbów rzeczywiście młóciły. Widziałem Pawła, który w dole zmagał się ze złośliwą klapą. Momentami ostro szarpało. Jedni wytrzymywali w tym kotle, inni zjeżdżali po zawietrznej do doliny.
źródło azoom.ch
Razem z Petrą i Pavłem
Podsumowanie
O ile w dni lotne, czas mięliśmy całkowicie wypełniony, gdy latania nie było, musieliśmy sobie sami organizować zajęcia.
Kopaonik to specyficzne miejsce. Jest bazą hotelową, kurortem zimowym z niewielkim rynkiem, ale nie ma tutaj zabudowy typowego miasteczka. Są tu tylko hotele i wyciągi narciarskie. W zimie miejsce to zapewne pęka w szwach. Latem jest zdecydowanie spokojniej i nie ma tutaj tłoku ani gwaru, a dzień przebiega dosyć spokojnie. Wieczorami i popołudniami czas można spędzić w kafejkach czy restauracjach.
Kopaonik latem
Z paralotniowego punktu widzenia, choć miejsce jest bardzo ciekawe i ma potencjał, nie dane nam było go w pełni doświadczyć. Słyszeliśmy o epickim lataniu w Serbii w ubiegłym roku. Tym razem jednak od początku pobytu w Kopaoniku pogoda nas nie rozpieszczała i jak na dwa/trzy tygodnie, polataliśmy niewiele. Sądziłem, że w ciągu tego czasu, pogoda wreszcie się ustabilizuje i będzie szansa na wiele lotnych dni. Odbyło się tylko 7 tasków, z czego trzy zostały zatrzymane, a jeden przekombinowany.
Mimo tego wszystkiego muszę przyznać, że ostatecznie jestem zadowolony. Udało mi się zająć dobrą pozycję i zawody kończę na 34 miejscu będąc pierwszym z Polaków. To dla mnie debiut w zawodach tej rangi, więc chyba całkiem dobrze! Latanie z najlepszymi pilotami świata rozwija, a spotkania z nimi i wymiana doświadczeń są niezwykle cenne.
Wśród kobiet triumfowała Seiko Fukuoka Naville reprezentująca Francję, druga była moja koleżanka z lądowiska Petra Slivova z Czech, trzecia Yvonne Dathe z Niemiec. Nasza Klaudia była czwarta.
W klasyfikacji drużynowej zwyciężyli Szwajcarzy, przed Niemcami i Włochami.
Zawodnicy z Polski uplasowali się na następujących pozycjach:
34. Mariusz Wiśniowski
47. Klaudia Bułgakow
66. Paweł Faron
67. Bartosz Moszczyński
70. Tomasz Janikowski
74. Piotr Mieszczak
75. Paweł Bartoń
82. Przemek Licznerski
87. Tomasz Kuczkowski
90. Michał Gierlach
Więcej informacji o naszych startach na stronie Kadry Narodowej oraz w galerii, zapraszam! Przy okazji, serdeczne podziękowania dla Jacka Profusa, który poświęcił wiele czasu, aby na bieżąco relacjonować przebieg rywalizacji.
Wszelkie informacje, galerie i wyniki znajdziecie również na stronie organizatora
Skład reprezentacji Polski na ME 2014
Kopaonik z punktu pilota turystycznego, freeflyera nie jest łatwym miejscem. Aby tutaj latać trzeba mieć już więcej doświadczenia, być dobrze przygotowanym logistycznie i mieć kierowcę. Lądowanie możliwe jest na szczycie, lub na samym dole. Dolot do lądowiska (startując na zachód) nie jest oczywisty, a bez zrobienia wysokości praktycznie niemożliwy na słabszych glajtach. Transport na górę (do hotelu, gdzie mieszkaliśmy) to co najmniej godzina jazdy samochodem po krętych drogach okalających masyw. Oczywiście przy odrobinie wysiłku, wszystko da się przygotować, ale trzeba być świadomym, że nie są to warunki do których przyzwyczaja nas Słowenia czy inny alpejski kraj.
Wszelkie drobne niedostatki Serbia nadrabia niezwykłymi i serdecznymi mieszkańcami. Na każdym kroku dało się odczuć ich gościnność i chęć pomocy. Cały wyjazd obfitował w wiele przygód i z całą pewnością polecam w Serbię i Bałkany jako miejsce warte zwiedzenia.
To były moje ostatnie zawody w tym roku, kończę sezon i planuję trochę odpocząć. Po przyjeździe do Polski polatałem jeszcze chwilę na Żarze, ale teraz glajt leży już w pokoju i czeka na nowy sezon. Na najbliższe miesiące do łask wraca moje stare Enzo. Mam nadzieję, że pogoda będzie łaskawsza i uda się polatać weekendowo w Beskidach lub w Tatrach.
Trzymajcie się, do zobaczenia!
P.S.
Podziękowania dla Joli oraz współtowarzyszy z reprezentacji.
Wielkie dzięki dla Kubła oraz dla Tomka Hutyry za wypożyczenie mi spadochronów zapasowych na czas zawodów!